„Głos seniora” już od dawna prowadzi kampanię pod takim tytułem. Dla wielu z nas może to tylko słowa, jeszcze jedna akcja. Posłuchajcie więc mojej historii.
Przez całe dzieciństwo marzyłam o psie, lecz rodzice wyznawali zasadę, że zwierzęta muszą na siebie zapracować, czyli pies pilnuje dobytku, kot ma łapać myszy i w domu nic po nich. Moje marzenie mogłam zrealizować dopiero, kiedy wyprowadziłam się na własne gospodarstwo i przyszły dzieci, które też jak ja kiedyś zamarzyły o psie.
Wiadomo, pies w domu to dodatkowe obowiązki, bo ma on swoje potrzeby, ale i mnóstwo radości. Do „obsługi” psa zrobiliśmy grafik wyjść i wszystko się poukładało. Spacer niezależnie od pogody, tej na dworze, jak i stanu ducha, był nie do odwołania. Ale był to też czas na przemyślenia i wyciszenie. Dzięki bieganiu na czwarte piętro moja kondycja bardzo się poprawiła, co procentuje do dziś. Bezwarunkowe oddanie Rokity, bo tak się zwał, potrafiło załagodzić niejedną złą chwilę w życiu. Czas mijał, dzieci dorosły i wyprowadziły się, mąż odszedł, a mój przyjaciel pies został ze mną. Nie czułam się samotna i nie wracałam do pustego mieszkania. Niestety, przyszła trudna chwila, nasi „bracia mniejsi” przecież też chorują. Po trzynastu latach pożegnałam swojego przyjaciela.
Pozostało puste mieszkanie: nikt nie kręcił się pod nogami, nie czekał pod drzwiami. Ból po stracie był ogromny, bo zwierzak w domu jest jak członek rodziny i jego też musiałam opłakać. Powiedziałam sobie: dość, już nigdy nie chcę przeżywać podobnej historii. Paraliżował mnie strach, że kiedyś wychodzenie na spacer z psem z czwartego piętra może być ponad moje siły. Dwa lata biłam się z myślami, że powrót do pustego mieszkania to nie dla mnie. Znalazłam rozwiązanie - zaadoptowałam kota ze schroniska. Zawsze sądziłam, że koty przywiązują się raczej do miejsca a nie do człowieka. Przekonałam się, że to tylko przesąd. Obecnie mam dwa koty, dwa przytulaki - miziaki. Czekają na mój powrót pod drzwiami, wygrzeją kolana przy czytaniu książki i przytulą się w pościeli, a i są wiernymi słuchaczami. Można im powierzyć swoje tajemnice, nie plotkują i nie obgadają. Teraz uważam, że kot jest łatwiejszy w „obsłudze”.
W schronisku, jak i w Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami czeka na nas wiele psich i kocich samotnych serc, potrzebujących przytulenia. Potrafią odwdzięczyć się za miłość, jaką im ofiarujemy, za dom, jaki im damy. Ja przekonałam się o tym na własnej skórze. Wiele osób może pomyśli sobie o mnie: „dziwaczka”, ale to nieważne, kocham zwierzęta i już.