Moja zacna, acz swawolna Brać Akademicka, my w czas kanikuły nie próżnujemy! W wakacje też żyjemy pełną piersią! Na dowód czego - niniejsza relacja.
Dnia Pańskiego 19 lipca 2015 r. u jejmościny Barbary Wojnowskiej odbyła się przepyszna uroczystość uświetniająca dwudziestolecie istnienia jej zacisznego uroczyska, Lusinem zwanego. Hasłem przewodnim biesiady tej był „mazurek pod każdą postacią”. Rzecz słowem tym określona stół może ubogacić smakowitym łakociem, z nim też wiąże się zamaszysty taniec staropolski, a i wreszcie może być zawołaniem rodu. Tedy nie mogło w lusińskiej zagrodzie zabraknąć w tym dniu ciasta, tańca oraz… Zofii i Wacława Mazurków.
Aby uczcić ten dzień, a szczególnie podziękować zacnej gospodyni za trud zorganizowania jubileuszu, z bliskich i dalekich stron Radomska przybyło wielu gości na swych cztero- lub dwukołowych rumakach, których to potem – ku wygodzie wszelkiej - ni karmić, ni poić nie trzeba było… Każdego witano z osobna i zapraszano do obficie zastawionego stołu, by mógł nacieszyć ciało i duszę stosowną pożywką i napitkiem ku rozweseleniu służącym. Na stołach królowały słodkości, napoje chłodzące i ciepła strawa, a wszystkie te różności sposobiły dostojne i pracowite jak pszczółki jejmościny z grona uniwersyteckiego się wywodzące.
Część oficjalną gospodyni rozpoczęła krótką przemową chlubiącą zamysł biesiady i pokrojeniem urodzinowego lusińskiego specjału, tortem zwanego, wykonanego przez jejmość Jadwigę Stankiewicz. Były też podziękowania ze strony zaproszonych gości za dobroć serca gospodyni, jej otwartość i wrażliwość na potrzeby bliźniego, co przed laty zaowocowało powstaniem lusińskiego azylu, czyli ogrodu pachnącego kwiatami, ciszą i przyjaźnią. Azaliż prawda to była ogromna, bo domostwo jejmościny Barbary od zawsze z wrót otwartych słynęło.
Jak nakazuje stary obyczaj, po toaście wzniesionym szlachetnym trunkiem i odśpiewaniu stu lat szczęśliwego żywota, ochoczo ruszono do poloneza, który otwierał dalszą część spotkania, swawolniejszą w rytmach i charakterze. Pamiętając o zawołaniu, które uświetniało zgromadzenie, miały miejsce pląsy w takt mazurka, popłynęły śpiewy i ucieszna zabawa. Ku radości biesiadujących, podziwiano drewniane i gliniane rękodzieła zmyślnych samorodnych artystów, Jadwigi i Zygmunta Famułów oraz Joanny Turek, które to cudeńka już na wieczność będą zdobić lusińską zagrodę.
Nawet przygrzewające słoneczko nie odebrało dobrych humorów i zapału do wspólnej zabawy: rajcowano, śpiewano, tańczono, nie bacząc na upływający czas. Rychło jednak nastała pora rozejścia, co tak doborowemu towarzystwu nijak w smak było, ale mus to mus. Z żałością wielką się rozstano i zapewnieniem, że gościna ta u jejmościny Barbary, Pani na Lusinie, nie ostatnią przecież była.