Słoneczny kwietniowy poranek. Jest 4 kwietnia, jedziemy zwiedzać pszczyński zamek i browar w Tychach. Pogoda bajeczna, niebo bezchmurne; ciepło, słonecznie, a więc i my radośni, ciekawi tego, co nas czeka. W czasie podróży wygodnym autokarem, pani pilotka przekazuje nam informacje o historii pszczyńskiego zamku, jego kolejnych właścicielach, a szerzej o ostatnich z rodu książąt Hochberg von Pless i oczywiście historię pięknej Angielki, księżnej Daisy. Zamek w Pszczynie, początkowo gotycka budowla obronna, był wielokrotnie przebudowany i rozbudowany, w miarę jak zmieniali się jego właściciele oraz styl danej epoki. Obecnie ma kształt trójskrzydłowego pałacu neobarokowego. Budowla wraz z otaczającym go ogromnym parkiem krajobrazowym w stylu angielskim, który zachwycił nas wiosenną zielenią, tworzą zespół pałacowo-parkowy.
We wnętrzu zamku, pomimo działań wojennych, zachowało się ponad 80% oryginalnego wyposażenia i umeblowania. Eksponatów jest bardzo dużo, zachowanych czasami wręcz w idealnym stanie. Już przy wejściu, a potem w miarę zwiedzania zamku, byliśmy pod wrażeniem dużej ilości trofeów myśliwskich, zwłaszcza poroży jeleni, saren, łosi zdobiących ściany sal, korytarzy, zdobiących także żyrandole. Wyobraźnię rozbudzały okazy ssaków i ptaków, nie tylko rodzimej fauny i flory. Puszcza pszczyńska obfitowała w zwierzynę i była kiedyś rajem dla miłośników łowiectwa, zarówno właścicieli zamku, jak i ich znakomitych gości.
W części parterowej zwiedzamy wspaniały apartament cesarski i przepiękny westybul, z którego prowadzą schody paradne na piętro. Jedną ze ścian zdobi ogromny gobelin brukselski z XVII wieku. Schody prowadzą do sali lustrzanej, wysokiej na dwie kondygnacje, dawniej jadalni i sali balowej, obecnie koncertowej. Podziwiamy dwa ogromne (14 m x 2 m), kryształowe lustra w misternych, złoconych ramach, balkony, marmurowe ozdoby i wspaniałe oświetlenie. Na tym poziomie znajdowały się apartamenty książęce (Marii Teresy Oliwii, czyli słynnej Daisy i jej małżonka, księcia Hansa Heinricha XV) oraz salony przeznaczone dla znamienitych gości. Współcześnie w sali lustrzanej odbywają się liczne koncerty z udziałem wybitnych muzyków polskich i zagranicznych oraz coroczne „wieczory u Telemanna” (poświęcone temu wybitnemu kompozytorowi barokowemu, który był kapelmistrzem na zamku).
Poszczególne salony, komnaty, apartamenty z zachowanym wyposażeniem, dawne gabinety, buduary, sypialnie i łazienki, liczne ozdobne wazy, wazony, amfory, rzeźby, popiersia, świeczniki, obrazy, portrety kolejnych właścicieli, porcelana z różnych stron świata budziły nasz podziw i zainteresowanie, a zasłyszane informacje były uzupełnieniem i powtórką ze znajomości epok i stylów. Na tym samym piętrze zachwycaliśmy się również biblioteką z pięknymi meblami do pracy i wypoczynku, z księgozbiorem zawierającym liczne starodruki, w tym pochodzącą z 1798 roku Biblię Marcina Lutra. Drugie piętro to głównie galeria myśliwska z porożami oraz innymi trofeami i obiektami łowieckimi oraz pokojami dla myśliwych.
Takie wspaniałości należy oglądać długo w spokoju i skupieniu, a tymczasem było: „idziemy dalej, proszę wycieczki”. To wszystko dlatego, że niestety nie byliśmy jedyną grupą zwiedzających, a czas na zwiedzanie był ograniczony. Jednak urocza i bardzo kompetentna pani przewodnik, w ekspresowym tempie przekazała nam bardzo dużo ciekawych i cennych informacji i chętnie odpowiadała na nasze pytania. Potem jeszcze krótki spacer alejami parku i zdjęcia na urokliwym pszczyńskim ryneczku. Oczywiście mamy i te przy pomniku - ławeczce z księżną Daisy.
Wreszcie odjeżdżamy, przedzierając się przez trwające budowy i przebudowy dróg śląskich, by dotrzeć na czas do browaru w Tychach. Poznajemy surowce i cykl produkcyjny wytwarzania piwa, już wiemy, od czego zależy jego barwa i smak, degustujemy świeże, niepasteryzowane piwo, odpoczywamy na wygodnych kanapach, oczywiście ze śpiewem; nadal pełni sił i radośni. W końcu wyruszamy w stronę Radomska, ale po drodze w Koziegłowach przystanek - karczma Czardasz z obiadem, muzyką i tańcami.
Aura podarowała nam przepiękny dzień - to dla ciała, a wspaniałe miejsca, które mogliśmy zobaczyć - to było coś dla ducha. Przeżyłam wiele godnych pamiętania zdarzeń i kolejny raz powiem „wiem więcej”. Wielkie dzięki dla organizatorów naszego wyjazdu.