[logo]
RADOMSZCZAŃSKI UNIWERSYTET TRZECIEGO WIEKU "WIEM WIĘCEJ"
www.wiem-wiecej.com.pl
Biuro uniwersytetu mieści się w Radomsku, przy ul. Prymasa Wyszyńskiego 27
tel. 660-408-033
Biuro RUTW "Wiem więcej" jest czynne w robocze poniedziałki w godzinach 10.00 do 12.00,  środy w godzinach 10:00 do 12:00 i piątki w godzinach 10:00 do 12:00
Nasi Przyjaciele i Sponsorzy:
dr Jarosław Ferenc
Prezydent Miasta Radomska
Małgorzata
Kańska - Kipigroch
Zastępca Prezydenta Miasta Radomska
Mirosław Olszewski
Dyrektor Regionalny SAN
Andrzej Andrysiak
Wydawca Gazety Radomszczańskiej
Marek Kurczych
Paweł Worwąg
„Bieszczadzkie Dusiołki”

Bieszczady zajmują najbardziej wysunięty skrawek na południowym wschodzie Polski. W granicach naszego kraju znajduje się jedynie zachodnia ich część, czyli Bieszczady Zachodnie, przechodzące ku zachodowi w Beskid Niski, natomiast ku wschodowi w Bieszczady Wschodnie. Klimat Bieszczadów jest dość zróżnicowany i ściśle wiąże się z rzeźbą terenu. Średnia temperatura roczna wynosi 5°C, w lecie osiąga ona 16°C, a w zimie spada do -5°C. Stosunkowo suche i dogodne do uprawiania turystyki są: styczeń i luty, przełomy maja i czerwca oraz sierpnia i września. Największą rzeką regionu bieszczadzkiego jest San, niegdyś rzeka graniczna, a największymi jego dopływami w rejonie Bieszczadów są: Osława (dł. około 55 km), Solinka (45 km) i Hoczewka (25 km), zwana w swym górnym biegu Jabłonką.

Prawdziwy rozwój Bieszczadów, po wojnie regionu prawie całkowicie wyludnionego, datuje się dopiero od budowy zapory wodnej na Sanie i Solinie, jednej z największych atrakcji turystycznych regionu. Jest to największa w Polsce zapora wodna ukończona w 1968 roku. Jezioro ma fantastycznie rozwiniętą linię brzegową, w kształcie groźnego smoka, z licznymi zatoczkami i stromymi, niemal klifowymi brzegami. Linia brzegowa liczy sobie ok. 150 km, a maksymalna głębokość zbiornika to 60 m. Na brzegach jeziora powstało kilka ośrodków rekreacyjnych, a na zachodnim znajduje się Polańczyk - najbardziej znany i popularny kurort nad Zalewem Solińskim, ze słynnym już sanatorium AMER-POL, którego właścicielem, podobnie jak ośrodka ATRIUM, jest Amerykanin polskiego pochodzenia pan Henryk Koszałka.

Spędziłam tu trzy tygodnie. Dobre warunki i solidna baza zabiegowa umożliwiły mi zregenerować siły i „naładować akumulatory”. Liczne wycieczki w zimowej scenerii po bliższej i dalszej okolicy, kończące się nierzadko wspólnie z bieszczadzkimi zakapiorami śpiewanymi balladami Rodowicz i Sikorowskiego przy grzańcu w „Zakapiorze”, pozwoliły odświeżyć czasami już przykurzoną wiedzę o Bieszczadach. Wieczorne koncerty wprowadzały w doskonały nastrój, a całodniowa wycieczka „Hejże na Bieszczady”, przejazd małą i dużą obwodnicą bieszczadzką z fantastycznymi widokami na połoniny Wetlińską i Caryńską oraz zwiedzaniem urokliwych cerkiewek, pełniących obecnie funkcje kościołów katolickich, były niezapomnianym przeżyciem. Wyprawa do Lwowa, niegdyś jednego z pięciu najważniejszych miast II Rzeczypospolitej, centrum naukowego i kulturalnego, zwiedzanie cmentarza Łyczakowskiego i Orląt Lwowskich, przepięknych świątyń obrządku rzymsko-katolickiego, unickiego czy ormiańskiego na długo zostaje w pamięci. Przebywanie w słynnym, zaprojektowanym przez profesora Zygmunta Gorgolewskiego teatrze opery i baletu. z nie mniej słynną kurtyną Henryka Siemiradzkiego, czy oglądanie najpiękniejszego neoklasycystycznego pomnika Adama Mickiewicza, wzniesionego w latach 1902–1904 według projektu Antoniego Popiela, było okazją do powtórki z historii i najważniejszych wydarzeń naszego kraju.

Dla mieszczucha jeżdżącego codziennie samochodem i siedzącego przed komputerem zdobycie „Kiczary”, „Kabajki” czy też wejście na „Małą Rawkę”, było też nie lada wyczynem. Niedzielna wyprawa do gorących źródeł na Węgry, rozpoczęta relaksującą kąpielą w basenie termalnym na świeżym powietrzu w promieniach słońca i jednocześnie przy minusowej temperaturze, połączona ze zwiedzaniem miasteczka Tokaj i degustacją wina w piwnicy wydrążonej w wulkanicznym tufie u państwa Kovalików, pozostanie długo w pamięci. A kuligu z pochodniami, zakończonego muzykowaniem i pieczeniem kiełbasek przy ognisku, podobnie jak prześlicznej cerkiewki z unikatowym ikonostasem w Górzance, nie da się zapomnieć. Wspaniała sanna - w Polsce centralnej właściwie marzenie, no bo albo aura niesprzyjająca, albo brak śniegu, sani na kulig, czy koni. Niezwykle ciekawy był także wyjazd do „Bramy Bieszczadów” - Przemyśla, miasta kilku wyznań i obrządków, nieco większego od Radomska, najstarszego miasta regionu i jednego z najstarszych miast Polski oraz do Krasiczyna - zespołu zamkowo-parkowego, z przepięknym pałacem o czterech basztach: Boskiej, Papieskiej, Królewskiej i Szlacheckiej, które miały odzwierciedlać wieczny porządek oraz role kościoła, króla, papieża i szlachty. Godny podziwu jest także zabytkowy przemyski dworzec, niedawno odremontowany kosztem 80 mln zł, bardziej przypominający pałac zbudowany za czasów rozkwitu ck monarchii cesarza Franciszka Józefa i mający świadczyć o jej świetności. Nie można pominąć także Arłamowa, byłej letniej rezydencji władz PRL, a później miejsca odosobnienia wielu czołowych polityków III Rzeczypospolitej.

Trzy tygodnie minęły szybko. Z jednej strony żal było opuszczać tę gościnną krainę, ale z drugiej tęsknota za domem i Mimi była przeogromna. Bo jak pisze we wzruszającym poemaciku „Głaszcząc psa” Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, cudowna „czarodziejka słowa” i „demoniczna poetessa”, jak ją określał Julian Tuwim:

Miłości potrzeba pieskom, miłości jak człowiekowi...
żywności czystej jak owoc, słodkiej jak głos słowika.
Pies, pod dotknięciem rąk moich, oczy w marzeniu zamyka.
Zmrok idzie, w niebie malwowym zielony wybłysnął nowik.
Miłości nie znają krowy, pszczoły, pająki, kwiaty.
Obca jest lwom i tygrysom. Nie znana jest pustce żądzy.
Czy wiedział o niej mastodont lub machairodus zębaty?
Wśród twardych ziemskich prawideł jak obca błądzi.
Dziś pod globusem księżyca, siedząc z psem, głowa przy głowie,
kończę ten wiersz porzucony. Jest teraz pełnia.
I wszystko: wyraz psich oczu, mój strach, mój spleen mnie zapewnia,
że stamtąd, z księżyca - dawno - przybyliśmy: pies i człowiek...

Swoją relację zakończę wierszem Adama Ziemianina, poety zakochanego w Bieszczadach i Bieszczadzkich Aniołach:

„Bieszczadzkie Dusiołki”

Nie płacz kiedy smutek
zapuka w twoje progi
nie daj się kiedy los
jest ci mniej łaskawy

Przecież dobrze wiesz
że na końcu drogi
wciąż wierne jak pies
czekają sierpniowe Bieszczady

Trawa na jedno kolanko
klęka w zachwycie porannym
i łąka cicho śpiewa
swoje zielone psalmy

A sarny rodem z Balnicy
schodzą na letnią spowiedź
i jedno jest takie niebo
bieszczadzkie niebo sierpniowe

W niebie cerkiewki pękate
rozmodlone nad podziw
za ręce je prowadzą
same Bieszczadzkie Anioły

Bieszczady zimą